Izabela to kobieta, która nie jest zdolna do miłości, pogardza ludźmi i ich uczuciami. gardzi Wokulskim, nie szanuje go i nie docenia jego uczucia. Przez lata przyzwyczaiła się do luksusów, którymi była otoczona, nic nie robiła, godzinami wpatrywała się w reprodukcję posągu Apollona, podróżowała po Europie.
Marzena Władowska CHR Odpowiedź jest zaskakująco prosta: do Eucharystii, a stamtąd do wyznania wiary i mężnego świadectwa. Przyjęcie przez nas Ducha w Mnogości Jego darów prowadzi do zwykłego, codziennego życia z Bogiem w Trójcy Jedynym, opartym na Eucharystii, czyli prowadzi do życia mistycznego. Tutaj mały komentarz: mistyka to jest i niezwykła, i bardzo zwykła sprawa. Mistyka to nie nadzwyczajne zjawiska (wizje, lewitacje, bilokacje, stygmaty). Mistyka to udział w Misterium. Czym jednak jest to Misterium? Misterium jest wielką Tajemnicą Bożej Obecności, Obecności czynnej, dynamicznej, a może lepiej byłoby powiedzieć OSOBOWO – jest tajemnicą Boga OBECNEGO, nastawionego całkowicie na umiłowanie i zbawienie człowieka. Mówimy często o Misterium Zbawienia, nie do końca rozumiejąc, co ta rzeczywistość oznacza. Misterium Zbawienia to wielki plan i proces wielowiekowego szukania przez Trójjedyną Miłość (czyli przez Ojca, Syna i Ducha Świętego) tego, co zginęło. Misterium Zbawienia to proces, którego częścią jest bolesna tęsknota Ojca Niebieskiego za ponowną jednością z człowiekiem i miłujące staranie Syna, przypieczętowane Jego Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem, by został przywrócony MOST WIECZYSTEGO POROZUMIENIA, by zostało na powrót otwarte dla człowieka niebo, a śmierć wieczna została definitywnie pokonana. Całe to otwarcie zostało przypieczętowane Darem Ducha, który prowadzi nas i doprowadzi do całej Prawdy. Przyjęty sakrament bierzmowania jest jednak nie tyle sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej, co warunkiem tej dojrzałości. Dlatego życie w Duchu w nas wzrasta. Jedno jest pewne – wszystko, co jest potrzebne do prowadzenia życia w Duchu, otrzymaliśmy w sakramencie chrztu świętego, a dopełnione to zostało w sakramencie bierzmowania. Nie możemy narzekać na brak darów i instrumentów – mamy wszystko. Wspomniałam, że bierzmowanie prowadzi do Eucharystii i do świadectwa. By jednak świadczyć swoim życiem o Chrystusie, trzeba Go znać i kochać. A gdzie się Go poznaje? – Św. Hieronim mówił, że „nieznajomość Pisma jest nieznajomością Chrystusa”. Bierzmowany powinien więc dobrze znać Pismo. Trzeba znać Pismo, z akcentem położonym szczególnie na Ewangelie, bo one są właściwymi portretami Jezusa. Ewangelie trzeba znać nie tylko dobrze, ale wręcz bardzo dobrze. Trzeba się napełniać tym Słowem. Trzeba to Słowo mieć w aktualnej, wciąż dostępnej, pamięci, bo tam jest zawarte świadectwo o Jezusie KONKRETNIE mówiącym i czyniącym – aż po świadectwo Jego śmierci ze względu na nas i aż po manifestację niezwyciężonego życia, jakim było Jego Zmartwychwstanie. Verba et facta Christi – słowa i czyny Chrystusa – mając je w aktualnej świadomości i pamięci, mogę je naśladować, mogę aktualizować sens mojego życia w każdej chwili, bo wiem (przekonuje mnie o tym Duch Święty), że tym sensem jest stawanie się „drugim Chrystusem”, tak, by Ojciec, patrząc na mnie, radował się pełnią zamierzonego podobieństwa, by mógł do mnie powiedzieć: Marzeno, Anno, Magdaleno, Grzegorzu, Jakubie… jesteś Chrystusowa, jesteś Chrystusowy; jesteś naprawdę duchowym człowiekiem. Zgodnie z tą logiką chcę codziennie żyć Słowem Bożym – w Starym Testamencie uczyć się rozpoznawać głos Ojca, zapowiadający spełnienie swoich obietnic, a w Nowym Testamencie uczyć się konfrontować swoje życie z Jezusem. Trzeba się tu jednak trzymać ważnej zasady: tak jak autorzy ludzcy Pisma Świętego pisali pod natchnieniem Ducha, tak my czytamy i rozumiemy Pismo wyłącznie pod natchnieniem Ducha. Bez Ducha żyjącego w Kościele nie zrozumiemy Pisma. To On otwiera nasze uszy, byśmy słyszeli, nasze umysły, by rozumiały i nasze oczy, by widziały ukrytą rzeczywistość wiary. Chcąc być świadkiem, trzeba więc pozostawać w zażyłej relacji ze Słowem Bożym. By jednak wykształciła się zażyłość, potrzebne jest codzienne przebywanie RAZEM, to znaczy – na początek – codzienna lektura Pisma. Dlatego czytajmy Słowo Boże codziennie – ze zrozumieniem, ale i z sercem. Przykładajmy je do naszej codziennej sytuacji. I zawierzmy Mu życie – droga z Chrystusem w Duchu Świętym prowadzi zawsze do Ojca, do nieba, często przez krzyż, ale jednak zawsze do nieba. Natomiast droga bez Chrystusa, bez Ducha, prowadzi przez pozorne niebo, przez atrapę nieba na krzyż, na którym wszystko się kończy. Drugim MIEJSCEM – PRZESTRZENIĄ, absolutnie priorytetowego działania Ducha Świętego, jest Eucharystia. Sprawa jest ważna. Człowiek bierzmowany, aspirujący do miana Przyjaciela Boga, Przyjaciela Ducha, powinien być człowiekiem Eucharystii. Duch Święty uczy mnie wchodzenia w głęboką relację Syna i Ojca, jaka się wydarza podczas Eucharystii, uzdalnia mnie do właściwego przystępu do Tajemnicy Ołtarza. Bez Ducha Świętego nie jestem w stanie wejść głęboko w tajemnicę Eucharystii. Chronologia sakramentów inicjacji chrześcijańskiej jest taka: chrzest, bierzmowanie i Eucharystia. Eucharystia jest szczytem, do którego zmierza cała inicjacja chrześcijańska. W niektórych diecezjach na świecie przywraca się dziś tę chronologię – to znaczy udziela się sakramentu bierzmowania przed przystąpieniem do I Komunii Świętej. Bo to nie chodzi tylko o wiadomości katechizmowe i o psycho-fizyczną dojrzałość przystępujących do Komunii świętej, czy do bierzmowania. Chodzi o obiektywną moc Boga działającego w sakramentach, którą trzeba spotkać z podstawową „dojrzałością rozróżniania”. Duch Święty jest kluczem do rzeczywistości ukrytej. Bez tego klucza ani rusz. Potrzebujemy darów mnogich, by tam – do wnętrza tej Rzeczywistości, wejść. Pytanie jednak brzmi: Co takiego dokonuje się podczas Eucharystii, że potrzebujemy darów Ducha Świętego, by uczestniczyć w Eucharystii i bardziej pożytkować jej owoce? W Eucharystii uobecnia się – tu i teraz – całe Misterium Zbawienia. Tu i teraz Chrystus składa Siebie Ojcu w ofierze za mnie i dla mnie, za nas i dla nas, tu i teraz (hic et nunc) Chrystus podnosi wszystko co ziemskie ku niebu. Święci oczyma wiary widzieli na Ołtarzu tę wielką AKCJĘ ZBAWIENIA. Widzieli Syna, który rozmawia z Ojcem (kapłan, stając in persona Christi, objęty jest tą tajemnicą – mówi jako drugi Chrystus do Ojca). Święci widzieli na Ołtarzu Chrystusa, który wydaje swoje życie na okup za wielu, który odwraca bieg historii – porażkę zamieniając w definitywne zwycięstwo. Święci oglądają Boga – nie twarzą w twarz, ale w wierze, tak jak my. Dysponują tym samym instrumentem wiary. Ci „normalni” święci to po prostu ludzie żyjący w stanie łaski uświęcającej, wrażliwi na natchnienia Ducha Bożego, który im podpowiada, jak czytać i rozumieć znaki bieżącej chwili i jak na tę rzeczywistość ewangelicznie reagować. Duch Święty mówi mi więc, w czym i jak mam naśladować Pana, żeby stać się do Niego podobną w usposobieniu wnętrza i w czynach miłości. Mam krok za krokiem dać się prowadzić Duchowi przez całą Eucharystyczną Liturgię – słuchać w Liturgii Słowa słów Boga Żywego, słuchać słów Chrystusa, które On, TU Obecny, teraz do mnie mówi. Mam patrzeć na Jego ofiarę z miłości (tej nocy, w której miał być wydany) i uczyć się miłości aż do wydania życia. Mam złożyć w Jego ręce swoje życie, z konkretem jego trudów, szerokością marzeń i perspektyw, i mam pozwolić Bogu włączyć tę moją kroplę w ofiarny czyn Chrystusa, przyczyniając się w ten sposób do zbawienia siebie i świata. Drugie więc zadanie bierzmowanego to: coraz bardziej świadomie uczestniczyć w Eucharystii, bo to jest miejsce najpełniejszego objawienia się działania Trójcy. Można mieć pewność, że w Liturgii Eucharystycznej Bóg Trójjedyny naprawdę jest obecny i działa. Pewniejszego miejsca na ziemi nie ma. Bardziej obiektywnego miejsca nie ma. Bez względu na moją kondycję, bez względu na stan mojej percepcji i rozumienia. Tu, teraz, zaczyna działać Trójca, aby mnie i cały świat zbawić. Tu uobecniają się największe wydarzenia zbawcze (wszystkie słowa i czyny Jezusa), dlatego nie muszę się niepokoić, ani spieszyć. Św. Ojciec Pio mówił: „Nie stawiajcie zegarka na Golgocie, tu umiera Pan”. A nasz Ojciec Założyciel, wiele razy rozpoczynając Mszę świętą, mówił: „Przystąpmy do ołtarza, wejdźmy do Wieczernika, ale też ucałujmy przebite stopy Chrystusa, bo jesteśmy nie tylko w Wieczerniku Paschalnej Radości, ale też na Golgocie”. Duch Święty uzdalnia nas więc do głębokiego uczestnictwa w Eucharystii. Kiedy to odkryjemy, to będziemy Go usilnie prosić, by wtajemniczał nas w kolejne jej warstwy. Będziemy go prosić, by wprowadzał w nas właściwą proporcję zaangażowań, bo szczytem naszego życia jest zjednoczenie z Chrystusem, które dokonuje się w Eucharystii, nie co innego. To zjednoczenie z Eucharystycznym Panem jest prawdziwym niebem-na-ziemi. No bo jak? Bóg jednoczy się z człowiekiem? Bóg w moim wnętrzu? Bóg mnie wypełnia, a jednocześnie ja się w Nim nie zatracam? Stając się Chrystusową, jestem pełniej sobą? Trzeba to sobie wyraźnie powiedzieć – bierzmowanie prowadzi do Eucharystii, Duch Święty prowadzi do Eucharystii jako do źródła i szczytu naszego życia, gdzie mogę odkryć, że żyję dla choćby jednej chwili zjednoczenia z Nim i że to jest najwłaściwsze przygotowanie do życia w wieczności. Duch prowadzi mnie do tego, bym głosiła prawdę o Bogu Obecnym i działającym w Kościele i świecie, prawdę o mnie, zamieszkanej przez Trójjedynego i będącej jako „drugi Chrystus” pod natchnieniem Ducha piewcą Miłości Ojca. s. Marzena Władowska CHR
Życie bez strachu i z dala od tego, co jest dla ciebie źródłem bólu i dyskomfortu? Zacznij wszystko od nowa i rozpocznij życie, o jakim zawsze marzyłaś. Zaryzykuj i postaw wszystko na jedną kartę. Wyciągnij pozytywne wnioski ze swoich wcześniejszych doświadczeń i ucz się na własnych błędach. Pamiętaj, że życie bez strachu
„Mam 20 lat. Moje życie rodzinne nigdy nie było idealne. Kłótnie, brak miłości i ojczym, który poniżał mnie na każdym kroku, niereagująca mama i problemy finansowe. Nie przelewało się nam a mama obwiniała mnie za to jak żyjemy. Nie byłam osobą bardzo wierzącą, tym bardziej byłam podatna na nieczyste myśli i uległam głosom, które mi podpowiadały, ze ciało może mi pomoc wydostać się z problemów. Zamieściłam ogłoszenie o sprzedaży dziewictwa. Nie miałam chłopaka, ani nigdy nie obcowałam z nikim. Stwierdziłam, ze to nie jest takie złe wyjście. Brak wiary w życiu, modlitwy i praktyki chrześcijańskiej utwierdzał mnie w tym, ze to jest właściwe. Spotkałam na swojej drodze Anioła, nazywam go Tatą, którego nigdy nie miałam. Dzięki temu, ze ogłoszenie trafiło we właściwe ręce zostałam uchroniona od zła, nieczystości i odwrócenia się od Boga. Ludzie z fundacji naprowadzali mnie na dobra drogę i pokazali, ze jestem coś warta i ze mogę poradzić sobie z ich pomocą i stanąć w końcu na nogi. Modlitwa jest nieodłączna częścią mojego życia, gdyby nie Bóg nigdy nie mojej drodze nie pojawiłby się człowiek, który wziął mnie pod swoją opiekę. Fundacja pomaga mi się kształcić i żyć normalnie. Jestem wdzięczna z całego serca i proszę jeśli którakolwiek z was ma problemy, nie radzi sobie, jest wykorzystywana … Zgłoście się, to nic nie kosztuje , co więcej otwiera drzwi na nowe życie. Na życie w zgodzie ze sobą i Bogiem. To wspaniałe, ze organizacje tego typu powstają i ze są ludzie, którzy pomagają. Szczere intencje i dobre serca to wystarczające żeby odmieniać ludzkie życie.” Tak właśnie działa Bóg przez innych ludzi, którzy podejmuję decyzję aby pomagać innym , zresztą sam Jezus stawia jakby warunek, cały czas nawołuje do pomagania drugiemu. Finansowo można , ale najlepiej jest spotkać się twarzą w twarz z kimś kto ma gorzej, kto nie ma się czym odwdzięczyć , to jest szczęście. Szczęście to pomaganie – pomaganie to miłość, Miłość to Jezus , do którego nas prowadzi Maryja Matka Nasza. Zacznij działać , włącz się w jakieś dzieło , ale tak realnie, bez marudzenia, po prostu wstań, zadzwoń, wyjdź do drugiego człowieka, może do fundacji, organizacji społecznej, katolickiej, tam znajdziesz ludzi, którzy wskażą ci drogę jak pomagać , pomogą w działaniu i wytrwałości. Korzyść będziesz miał z tego taką, że poczujesz się wreszcie szczęśliwym, a Jezus zapisze ci to w twoim zeszycie w Niebie. Maryja doda ci sił, na wędrówkę w pomaganiu do, która zawiedzie cię wprost do Nieba bram. źródło:
Życie bez Boga oznacza życie w ciemności, niepoznanie nigdy miłości Ojca i Jego troski o każdego z was. Dlatego dziatki, dziś w szczególny sposób proście Jezusa, aby od dziś wasze życie przeżyło nowe narodzenie w Bogu i by stało się światłem, które będzie emanowało z was i w ten sposób staniecie się świadkami obecności
Miłość nie jest jednoznacznym pojęciem, stanowi fenomen w egzystencji człowieka o bardzo zróżnicowanej treści. Miłość jest podstawową potrzebą psychiczną, fundamentem zdrowia psychicznego. Jej istnienie łączy się z zaspokojeniem innych ważnych potrzeb psychicznych: bezpieczeństwa, więzi, rozwoju, akceptacji, poczucia własnej wartości itd. Jej praźródłem i prawzorem jest miłość doznawana od rodziców, uczenie się jej ujawniania i dawanie w życiu rodzinnym. Jest to jakby pierwszy stopień miłości. Drugim stopniem w rozwoju miłości jest uczynienie z niej wizji życia, próba określenia, jak ma wyglądać, jakie są jej kryteria. Inaczej mówiąc tworzy się jej obraz. Treść tego obrazu może w sobie zawierać doświadczenia wyniesione ze środowiska rodzinnego, lektury, modele kreowane przez kulturę oraz, co jest szczególnie ważne, własne projekcje. W obrazie miłości znajdują się nasze najgłębsze potrzeby psychiczne, odbija się w nim typ naszej osobowości. Stąd bierze się inność startu do miłości, zróżnicowanie jej kryteriów i pragnień. U jednych przeważa obraz miłości romantycznej, u innych opiekuńczej, twórczej, erotycznej. Jedni widzą w niej głównie aktywność i rozwój – dzięki miłości mają się słać kimś – inni chcą nią obdarzyć kogoś. Wiele osób zatrzymuje się na jednym z tych stopni, stając się biorcami miłości, realizując jej obraz lub starając się narzucić wizję innym, „wychować do niej” drugą osobę. Głębszym stopniem miłości jest uczynienie z niej życiowej, podstawowej wartości w kontakcie z drugą osobą. W tej miłości następuje wzajemna akceptacja i tolerancja z obu stron, rozwija się fascynacja erotyczna. Rosnąca bliskość psychiczna prowadzi do więzi seksualnej, która jest jednym ze sposobów wyrażania swej miłości. Zakochani żyją w świecie intensywnych uczuć, nastrojów, stają się dla siebie przyjaciółmi, pomagają sobie w rozwoju swych osobowości, radość sprawia im uczynienie czegoś dobrego drugiej osobie. Miłość staje się postawą, jest więc czymś więcej niż uczuciem, jest formą kontaktu z drugim człowiekiem o fascynującej inności osobowościowej, erotycznej, seksualnej. Wyraża się we współżyciu seksualnym, w czułościach, w pomaganiu sobie, w tworzeniu wspólnego systemu wartości, wizji życia. Jest w niej dawanie i branie, radość i wspólnie znoszone cierpienie, dobroć, życzliwość, dialog i tradycji kultury europejskiej mamy do czynienia z czterema podstawowymi rodzajami miłości, które zresztą mogą występować razem i zachodzić na rodzaje miłości:1) Miłość seksualna. Miłość ta oparta jest głównie na więzi fascynacji seksualnej. Współżycie staje się radosnym, dającym szczęście misterium. Druga osoba jest wartością, dobrem, głównie przez swoje zalety partnerstwa seksualnego. Świat zainteresowań, najgłębszych przeżyć, świat psychiczny może być odmienny, ale udana więź seksualna silnie wiąże partnerów. Niejedno małżeństwo „startowało” z takiego punktu wyjściowego. Dalsze możliwości są różne. Udana więź seksualna może stopniowo obejmować i inne cechy i związek staje się bardziej wszechstronny. Jeśli jednak seks dominuje, to istnieje niebezpieczeństwo stopniowego „wypalania się” namiętności i rodzi się niedosyt bardziej głębokiej więzi. 2) Miłość erotyczna. Ten typ miłości oparty jest na fascynacji odmiennością psychoseksualną drugiej osoby. Odnosi się wrażenie, jakby łączyły się ze sobą dwie potrzebujące uzupełnienia natury, powstaje nowa, pełniejsza, doskonalsza. Każdy ma jakiś ulubiony typ męskości/kobiecości, a znalezienie tych cech w danej osobie jest olśnieniem, odkryciem. Tego typu fascynacja może być trwała, radosna, ale może też nie wystarczać. Oczekuje się wówczas szerszej więzi. Miłość erotyczna może być odkrywaniem bogactwa natury drugiej płci, może stymulować twórczość w tym wzajemnym poznawaniu się. 3) Miłość uczuciowa. Ta miłość rozwija się przez świat uczuć i on jest głównym źródłem fascynacji. Poznanie drugiej osoby i wspólnie przeżywane nastroje zmieniają koloryt uczuciowy na jasny, radosny, promieniujący na innych. Zmienia się świat wewnętrzny, wzrasta optymizm, radość, druga osoba przez samą swoją obecność wzbudza pozytywne uczucia, nastroje. Niektórzy mają w tym przeżywaniu coś z transu. Uczucia mają jednak różne prawidłowości, mogą się zmieniać w różne strony i sama więź uczuciowa może być niewystarczająca do powstania trwałego związku. Jeżeli są i inne, wspólne obszary więzi, to istnieje większe prawdopodobieństwo udanego związku. 4) Miłość partnerska (oblubieńcza). Miłość partnerska jest pełniejsza, wielowarstwowa, łączy w sobie elementy poprzednich, ale pogłębiona jest przez wspólny świat zainteresowań, wartości, fascynacji psychicznej, przyjaźni, partnerstwa. Ma najbardziej optymalne warunki do przeobrażenia się w miłość głęboką, prawdziwą i trwałą. Tu powstaje najbardziej twórcza więź, dzięki której partnerzy doskonalą rozwój swych osobowości, czują się dojrzalsi, bogatsi duchowo. Współżycie seksualne staje się wyrazem tego, co się dzieje między nimi, jest nie tyle celem, co rezultatem wzajemnej więzi życia codziennego. Sytuacje konfliktowe i trudne stanowią prawdziwy test miłości. Ośrodkiem centralnym miłości staje się wspólny świat wartości, wizja życia, przewaga My nad Ja obu stron. Im wyższy stopień miłości, tym większe są też jej zagrożenia. Jednym z nich jest uczynienie z miłości z daną osobą głównej wizji życia, jedynego celu i sensu istnienia. Miłość do konkretnej osoby staje się podstawowym źródłem samooceny, poczucia bezpieczeństwa, perspektyw życiowych. Inaczej mówiąc, na drugiej osobie buduje się nie tylko wspólną przyszłość, ale i własny sens życia. W przypadku „zawalenia się” tej miłości zburzeniu ulega wszystko, przyszłość i własna osobowość, traci się cel i sens życia. Dlatego tak dramatyczne bywają losy nieszczęśliwych czy nieudanych miłości. Jeżeli natomiast miłość jest jedną z wartości życia, jednym z celów i sensów życia, to ryzyko niepowodzenia nie daje takiego spustoszenia. Ryzykiem jest budowanie całej wizji życia i jego sensu na jednej osobie. Miłość tworzą określone osobowości – stąd tak różne są jej formy i sposób realizacji. U jednych miłość jest spokojną przystanią, u innych burzliwą przygodą życiową. U jednych dominuje więź intelektualna, u innych uczuciowa. Jedni cenią sobie spokojne barwy i nastroje, inni żywe i barwne. Miłość jednych jest stałym wzajemnym rozwojem, innych oazą itp. Im barwniejsze, bogatsze osobowości, tym większe są możliwości stworzenia fascynującej miłości. Podobnie zróżnicowany jest wspólny świat wartości. Dla jednych jego istotą jest budowanie gniazda rodzinnego, całą energię skierowują na organizację domu, wychowanie dzieci. U innych ten świat wartości wyraża bogatsze aspiracje: szczęśliwy dom, stały rozwój osobowości, ciekawie spędzone życie. Są też związki, które realizują dzięki miłości wartości związane z życiem społecznym. Ich miłość staje się jakby „matrycą” miłości, ich altruizm służy też i innym. Inaczej mówiąc miłość jednych ogranicza się do nich samych, do gniazda, które tworzą, miłość innych promieniuje na ich pasje, zainteresowania, pracę czy też na kontakty z ludźmi. Miłość jest czymś nie znanym. Może być trwała, wierna, spokojna, może też być burzliwa. Jednych zmienia, czyni lepszymi, inni pozostają nie zmienni. Może powstać nagle, z wybuchu i bywa szczęśliwa. Inni mozolą się w jej tworzeniu, całymi latami pracują nad nią. U jednych przychodzi w porę, gdy zaistniało zapotrzebowanie na nią, u innych nie w porę, przeobrażając całe dotychczasowe życie. Miłość jest wielką przygodą, mającą coś z tajemnicy. Jest szansą, możliwością o nie znanej przyszłości. Im bogatsze osobowości, im więcej łączy zakochanych, im większy jest ich altruizm, im bogatszy wspólny system wartości, tym większe szansę na ich miłość. Szkoda jedynie, że tak mało obrazów udanej i prawdziwej miłości spotykamy. Częściej widzimy ją w krzywych zwierciadłach niż w całym jej naturalnym Marta Możesz śledzić wszystkie odpowiedzi do tego wpisu poprzez kanał .
Setki ofiar w katastrofie kolejowej. "Winni tragedii zostaną surowo ukarani". Pisarka opowiada o trudnych początkach na parkiecie. Wyznaje, że w życiu, to ona zawsze prowadzi i nie umie poddać się partnerowi. Całe życie prowadziłam. I co się zapisałam na kurs tańca z jakimś mężczyzną, to ten mnie od razu rzucał. Prowadziłam
To częsta historia. Poznali się za młodu, zaiskrzyło, rozmowy do białego rana, ukradkowe szukanie dłoni, pierwsze nieśmiałe pocałunki, czasem coś więcej. Ale z jakiegoś powodu nie wyszło, drogi zakochanych się rozeszły, zauroczenie nie miało szansy przerodzić się w coś poważniejszego. I nagle, po latach, znowu się widzą. Stoją na jednej drodze i tym razem mogą pójść razem w jednym razem jest możliwość, by spełnić marzenie z młodości. Tylko czy warto? Czy ta szczenięca miłość może zamienić się w poważne uczucie? A może lepiej zostawić je tam, gdzie było do tej pory – we wspomnieniach?A kogo to moje oczy widzą?Odnaleziona po długim czasie miłość to wielka zagadka. Po iluś tam latach ten drugi człowiek jest niby ten sam, ale jednak inny. Starszy. Z jakąś przeszłością. Znasz go, ale tylko w jakimś wycinku, bo pomiędzy ostatnim spotkaniem a dniem dzisiejszym jest wielka dziura, bynajmniej nie pusta, i nie wiadomo, co się w niej znajdzie, gdy już się zajrzy z dawne, młodzieńcze uczucie zatrzepotało na nowo w sercu, widząc starą sympatię, to oczywiste, że chce się nadrobić zaległości. Wracają tamte obrazy, emocje, przeżycia, nadzieje. I zwykle pojawia się myśl: to nie przypadek, że los nas znowu skojarzył, to musi być jakiś znak. Jest okazja, grzech nie skorzystać, a niespełniona miłość najczęściej zostaje w świadomości jako coś bardzo pięknego. Pomijając dramatyczne sytuacje, kiedy brak ciągu dalszego wynikał z podłości albo przemocy, nieskonsumowany w całości związek zazwyczaj prowadzi do rozważań, co byłoby gdyby. I niemal zawsze stworzona w głowie wizja jest bardzo kusząca, wspólne życie udane, seks nie zawsze rozdzieleni w przeszłości kochankowie chcą wykorzystać drugą szansę, większość jednak mocno takie spotkanie przeżywa, chociażby dlatego, że wraz z tą osobą wraca młodość, do której trudno nie mieć sentymentu. Apetyt na zbliżenie rośnie zwłaszcza wtedy, gdy drugie podejście nie było tak całkiem przypadkowe – w czasach mediów społecznościowych choćby z ciekawości wyszukujemy dawnych znajomych, a tu przecież można ziścić swoje wielkie pragnienie z teraźniejszość nie zepsuje przeszłości?Tylko właśnie, ponieważ to działo się dawno temu, to niekoniecznie można wejść w nowy związek jak gdyby tamto rozstanie odbyło się wczoraj. Pary, które się schodzą po latach, tak naprawdę muszą się uczyć siebie od nowa, i jest im nawet trudniej, bo aktualny obraz przysłaniają wspomnienia. A kochać w wieku lat dwudziestu to nie to samo co mając czterdziestkę. W młodości wszystko było intensywniejsze, a czas tylko dodaje uroku. Pamięta się magię, słodką nieporadność, te krótkie chwile spędzone razem są idylliczne, prawie jak z dzisiaj? Obie strony najpewniej prowadzą całkiem inny styl życia. Chodzą do pracy, mają obowiązki, wiek już odcisnął na nich jakieś piętno. I wiele tutaj zależy od podejścia do dawnej miłostki – bo jeśli liczy się na filmowe rozwinięcie i wypełnienie krok po kroku wyobrażonego scenariusza, to pewnie nastąpi gorzkie po latach miłości powinno się po prostu dać płynąć swoim tempem, rozwijać naturalnie, a nie czekać, że padnie konkretna kwestia, pocałunek będzie na ławce w parku, a seks na plaży przy dźwiękach ulubionej opery. Łatwo zapomnieć, że chociaż para już ma za sobą historię, to długa przerwa wybiła z rytmu i teraz pewnie pojawi się stres, zakłopotanie, na to doświadczenie?To nie powinno dziwić, wszak przez lata rozłąki ona i on powiększyli swoje życiowe doświadczenia. Wtedy nie mieli jeszcze za sobą zbyt wielu miłosnych przeżyć, inaczej podchodzili do życia, inaczej wyobrażali sobie związek, nie mieli tych wszystkich obciążeń, jakie nadchodzą wraz z dorosłością. I jak w takiej sytuacji przenieść emocje z młodości na wiek bardziej zaawansowany? Chcąc nie chcąc człowiek się zmienia, więc zmienić powinna się także stara-nowa idealnie właśnie pasuje stwierdzenie, że „nie da się wejść drugi raz do tej samej rzeki”. No nie da, lecz kłopot w tym, że gdy jest się mocno przywiązanym do wspomnień i wyobrażeń, to chce się kontynuować odzyskaną miłość, jak gdyby żadnej przerwy nie było. Dlatego największe szanse na nowy start mają ci, którzy rozumieją upływ czasu, akceptują zmiany w drugiej osobie, doceniają dojrzałość zamiast tylko doszukiwać się odniesień do taka przerwa okazuje się być zbawienna, bo pomogła ludziom dorosnąć i odkryć to, co wtedy wydawało się bez znaczenia, a dzisiaj jest ogromnym atutem. Starsi kochankowie widzą, że nie ma co spierać się o głupoty i unosić śmieszną dumą, a silne emocje nie zawsze są najlepszym doradcą. Czas, jaki spędziło się z dala od siebie, pomógł zrozumieć, co naprawdę ceni się w drugiej osobie i dlaczego teraz warto postąpić inaczej. Niedojrzałość i dziecinny upór tym razem niczego nie to odpowiedni moment?Próbować można, gdy w ten cudem odzyskany związek wchodzi się z czystą kartą. To znaczy, ona jest sama, on jest sam, mają uporządkowane sprawy osobiste, są gotowi na nowy związek i tak się składa, że kandydatem na życiowego partnera jest ktoś fajny z przeszłości. Ale gdy odkopane z przeszłości zauroczenie ma być receptą na nieudane życie, to raczej zakończy się osób, gdy nie układa się im w małżeństwie, sięga pamięcią wstecz i przypomina sobie tego fantastycznego chłopaka albo tamtą niesamowitą dziewczynę. Na wspominkach się nie kończy – szuka się tej osoby naprawdę i próbuje na powrót wciągnąć do swojego życia. I tu zaczynają się dramaty, bo dochodzi do zdrady, nie wiadomo co z dziećmi, są kłamstwa, niewinne ofiary, a czar odnowionej miłości szybko pryska i za romansem ciągnie się brzydka smuga – przeżywana druga młodość kończy się po paru miesiącach, gdy już nie da się uciekać dłużej od rzeczywistości, a szalone emocje powoli wygasają i była dziewczyna wprowadza zamęt, miesza w głowie, o odzyskanym chłopaku coraz częściej myśli się, że to jednak błąd, ale stracić go znowu… przerażająca wizja. Nie rozwiązuje się prawdziwego kryzysu, tylko wykorzystuje kogoś, kto przed laty bardzo się podobał, i jego wyidealizowanym wizerunkiem próbuje się zaleczyć rany – z aktualnym partnerem nie wychodzi, bo prawdziwa miłość była z kimś innym, a dzisiaj można to końcu jest szansaCzy zatem taki związek odbudowywany po latach może się udać? Może, ale nie musi. Nie ma tu żadnej reguły, równie dobrze może znowu zaiskrzyć, jak zostawić w głowie rozczarowujące „łeee”. Zawód przeżywają pary, które trafiły na siebie przypadkiem, jak i osoby celowo odnawiające znajomości. Czasem chce się tylko odkurzyć wspomnienia, przypomnieć stare czasy, poczuć dreszczyk emocji, czasem liczy się na dużo, dużo więcej i dostaje to w prezencie od się okazuje, najlepiej takie powroty wychodzą ludziom w mocno zaawansowanym wieku. 30, 40, nawet 50 lat z dala od siebie, a tu proszę, nagły zwrot akcji, jesteśmy razem, przeznaczenie miało rację, zostaliśmy dla siebie stworzeni. Duże znaczenie może mieć tu fakt, że seniorom nie zostało wiele czasu, więc szkoda go marnotrawić na bezproduktywne rozkminki, cieszymy się ze szczęśliwego zbiegu okoliczności i w końcu udaje się to, co kilka dekad temu zostało przerwane. Jak widać, nie w średnim wieku, częściej czują się oszukani ponownym zejściem, bo wygląd już nie ten, bo bardziej powściągliwe, poważne zachowanie, mniej szaleństwa, a więcej wyrachowania, choć tak liczyło się na poryw serca. Przelotny romans to jeszcze, jeszcze, ale żeby na stałe? Nie, to odgrzewanie kotleta, który niestety, nie smakuje aż tak dobrze jak kilkanaście lat temu. A może to po prostu pamięć płata figle?Jak znaleźć szczęście po latach?Główną przeszkodą są własne fantazje, cała ta obudowa, jaką stworzyło się przez minione lata. Jeśli rozstanie było bez gniewu, po prostu wskutek okoliczności, stara miłość pozostaje we wspomnieniach bez wad, zresztą one często nie miały czasu się rozwinąć, bo zauroczenie trwało zbyt krótko. I on został w myślach piękny, młody, dziarski, więc gdy widzi się go z małym brzuszkiem lub po operacji kolana, gdzieś tam w głowie coś nie u wszystkich. Bo są pary, które po latach się zeszły i zbudowały coś naprawdę trwałego. W drugiej szansie dostrzegli zrządzenie losu, interwencję wyższej siły, która połączyła ich na zawsze i od teraz tylko od kochanków zależy, aby nic więcej im na drodze nie stanęło. Jest im trochę szkoda straconego czasu, ale z drugiej strony, może właśnie dlatego teraz bardziej doceniają siebie nawzajem. Będą razem, tylko muszą nad tym popracować. Życiowe doświadczenie działa na ich korzyść, mają więcej cierpliwości, zrozumienia oraz świadomość, że w miłości nie wystarczy tylko się szaleńczo zakochać.
lepiej byc samotnym czy byc z kims bez miłości? nurtuje mnie to pytanie bo mam już swoje lata i nie bardzo licze na to że spotkam kogoś w kim sie zakocham. aktualnie jestem w związku ale bez
„Jeśli nie kochasz siebie, nie umiesz prawdziwie pokochać kogoś innego”. Dla mnie to kolejna tak zwana „oczywistość”, która jest niezwykle trudna do zrozumienia i czasem trzeba długiej drogi żeby poczuć, o co naprawdę chodzi. Kiedyś mówiłam no przecież kocham siebie, po prostu podobają mi się niewłaściwi mężczyźni lub z czasem okazują się niewłaściwi. Potem zrozumiałam, że moja definicja miłości była trochę spaczona i to były tylko puste słowa, a Ci mężczyźni, na wtedy, byli jedynymi właściwymi jakich mogłam mieć, i dzięki którym wiele się nauczyłam. Kiedyś wchodziłam w związki z oczekiwaniami, że mężczyzna powinien to, czy powinien tamto. Oczekiwałam, że będzie taki jak sobie wymarzyłam, że mam prawo tego od niego wymagać. Jeśli nie zachowywał się tak, jak tego oczekiwałam, nie „czytał mi w myślach”, obrażałam się nie mówiąc o co mi chodzi, bo przecież „powinien wiedzieć”. Potrafiłam wtedy długo smucić się czy złościć i winę widzieć tylko w tej drugiej osobie, powoli wyniszczając siebie emocjonalnie. Chciałam mieć wszystko pod kontrolą. Chciałam żeby było tak jak chcę. Wydawało mi się, że ja w całości poświęcam się temu związkowi, więc dlaczego nie mam tego z drugiej strony? Kluczowe jest tu „poświęcenie”. To takie powolne zatracanie siebie dla drugiej osoby. Powolne rezygnowanie ze swoich emocji, zdania, hobby, przyjaciół, aż w końcu dochodzimy do momentu, w którym faktycznie odejście tego faceta byłoby zawaleniem się całego świata, bo nie mamy innego świata poza nim. Nie umiałam jasno wyrażać swoich emocji a kiedy już mówiłam o swoich oczekiwaniach, a ktoś raz, drugi czy trzeci je ignorował, ja coraz bardziej zadręczałam się dlaczego tak jest, zamiast po prostu odejść, jeśli nie było mi dobrze. Spis treści1 Nie rozumiałam, że nie tędy droga i żeby coś zmienić, uwagę powinnam kierować w głąb innej osoby: Zrozumiałam, że dopiero zmiana o 180 stopni i skupienie się przede wszystkim na tym, żeby dobrze czuć się ze sobą, ale także na tym, żeby druga osoba chciała ze mną być, czuła się ze mną bezpiecznie i stabilnie, sprawia, że związek się umacnia i ma szansę rozumiałam, że nie tędy droga i żeby coś zmienić, uwagę powinnam kierować w głąb innej osoby: siebie. Po kilku dłuższych, czy krótszych związkach, kilku „kubłach zimnej wody na głowę” zrozumiałam, że nikogo do niczego nie można zmusić, że nic nie trwa wiecznie i że nie tędy droga. Choćbym kontrolowała kogoś na okrągło, oczekiwała wyznań miłości co 5 minut i dostawała codziennie kwiaty, to nie gwarantuje mi to tego, że ktoś mnie kocha, że ze mną będzie, a co najważniejsze, że ja powinnam być z nim. To nie są wyznaczniki miłości. Ja nie chcę takiej „miłości”. Zrozumiałam, że dopiero zmiana o 180 stopni i skupienie się przede wszystkim na tym, żeby dobrze czuć się ze sobą, ale także na tym, żeby druga osoba chciała ze mną być, czuła się ze mną bezpiecznie i stabilnie, sprawia, że związek się umacnia i ma szansę przetrwać. Zrozumiałam, że jedyną osobą, z którą naprawdę wiem, że będę do końca życia jestem ja sama i to na tej relacji głównie powinnam się skupić. A jeśli mi na kimś zależy to chcę budować więź, a nie ją niszczyć, chcę sprawiać, że ktoś jest szczęśliwy, a nie narzucać mu to, jaki ma być. Zrozumiałam też, że jeśli mam z kimś być, to chcę z nim być, bo ten związek mnie umacnia, a nie osłabia. Ale to jest możliwe tylko wtedy kiedy sami jesteśmy swoimi 100% i szukamy tylko nadwyżki. Brak miłości do siebie prowadzi do różnych destrukcyjnych rzeczy, do wyniszczających scen zazdrości, do przepłakiwania nocy, do wyobrażania sobie najgorszych scenariuszy, do przytłaczania kogoś swoimi wątpliwościami, oczekiwaniami. Może też prowadzić do tego że będziesz się na kimś odgrywać, a może nawet skończysz związek bo nie będziesz sobie radzić z zazdrością (która właśnie mówi nam o naszych brakach) lub ktoś sam Cię zostawi, bo nie udźwignie tego, że w 100% oddałaś mu siebie i oczekujesz, że się Tobą zaopiekuje i weźmie za Ciebie odpowiedzialność. To przytłacza. Kiedy wiem, że siebie kocham? Kiedyś zastanawiałam się, kiedy ja właściwie będę wiedzieć, czy siebie kocham. Samo to zastanawianie było znakiem, że to jeszcze nie był ten moment. To coś czego nie da opisać się słowami, bo miłość trzeba poczuć, jak to miłość. Co może ułatwić zrozumienie czym jest miłość do siebie? Wyobraź sobie osobę, którą bardzo kochasz, co czujesz? To teraz odczucia względem niej porównaj, czy to samo czujesz względem siebie? Jeśli kogoś kochasz to go wspierasz, kochając siebie wspierasz więc siebie. W swoich dążeniach, marzeniach, trudnościach, planach. Tak jak komuś dodałabyś wiary w siebie i otuchy, tak dodajesz sobie. Wierzysz w kogoś, uwierz też w siebie. Wybaczasz osobie którą kochasz, wybaczaj też sobie. Nie katuj się, że coś Ci nie wyszło, daj sobie prawo do błędów, do lekcji, masz prawo nie być zawsze idealny, bo jesteś tylko człowiekiem, który całe życie się uczy. Takie prawo dajesz przecież drugiej osobie, nie oceniasz jej jeśli coś jej nie wyjdzie w pracy, jeśli przesoli obiad, czy kupi zły produkt w sklepie. Troszczysz się o kogoś w trudnościach, czy chorobie, troszcz się też o siebie. Nie złość się na swoje ciało gdy jesteś chory, gdy odmawia Ci posłuszeństwa, zatroszcz się o nie, daj sobie do tego prawo, zastanów się jak możesz mu pomóc, co możesz zrobić żeby czuło się lepiej? Może zmiana diety? Ćwiczenia? Kiedy siebie kochasz to takie kroki nie są wyrzeczeniem, to coś co przychodzi naturalnie, kochasz się więc chcesz się czuć dobrze, nie będziesz się już karmił śmieciowym jedzeniem, czy zaniedbywał swojego snu, czy aktywności. Jeśli siebie kochasz, jesteś stabilną całością, pewną siebie osobą, spokojną, pełną miłości i łagodności, która wie, że cokolwiek się nie stanie to sobie poradzi, dzięki temu może skupić się na tym, co w życiu daje radość i buduje relacje. Jeśli kochasz siebie to przestajesz oczekiwać, że ktoś Ci coś da, bo Ty już wszystko masz Wtedy jasno wybierasz czy osoba z którą jesteś Ci odpowiada, bo jest Twoim +20%. Umiesz otwarcie z nią rozmawiać, szanujecie się, wspieracie, wiecie, że możecie zawsze na siebie liczyć i nie zrobicie świadomie nic, co mogłoby skrzywdzić drugą osobę. Zobacz również Co jest konsekwencją pokochania siebie? Kiedy kochamy siebie i w sobie jesteśmy całością, znikają pretensje, oczekiwania, że ktoś spełni nasze potrzeby, wypełni deficyty które tak naprawdę tylko my możemy wypełnić. Wtedy buduje się związek na innych zasadach. Tworzy się miejsce na radość, wzajemny szacunek, czułość, delikatność, troskę i zrozumienie. Jest pewność, że cokolwiek by się nie stało, będzie dobrze. Jest otwartość w rozmowach, emocjach. Nie ma miejsca na domysły, na zazdrość, że drugiej osobie jest lepiej, bo cieszymy się każdym jej sukcesem, nie ma też wyniszczającej zazdrości o inne osoby. Myśli wypełniają pomysły co możemy razem zrobić fajnego, co możemy zrobić żeby było nam jeszcze lepiej i ta piękna, prawdziwa energia sprawia, że tak właśnie się dzieje. Nie ma też opcji żebyśmy chcieli być z kimś niewłaściwym. Po prostu nie spojrzysz już na kogoś kto mógłby Cię skrzywdzić, bo sobie na to już nie pozwalasz i tego nie potrzebujesz. Tak po prostu. Naturalnie. W miłości jedno wynika z drugiego. Za odczuciem idzie działanie, nie może być inaczej. Pokochaj siebie, poczuj tą euforię, radość, entuzjazm, że możesz żyć, tworzyć, poczuj troskę o siebie i innych i buduj codziennie swoje lepsze jutro. Dzięki temu zaczniesz też tworzyć szczęśliwe relacje z innymi ludźmi. A na koniec bardzo fajny wykład z TedX mówiący właśnie o związku z najważniejszą osobą w Twoim życiu – samym sobą.
Ich poświęcenie wynikało nie z miłości do ludzi, lecz z poczucia obowiązku, odpowiedzialności za niższe warstwy społeczeń stwa. Ale i oni odczuwali potrzebę miłości. W Nad Niemnem E. Orzeszkowej Anzelm Bohatyrowicz, odrzucony przez kobietę, której pragnął, całe swe życie strawił w samotności. Inaczej stało się z Justyną.
Odpowiedzi no niby można ... ale życie wtedy jest bez smaku Véneza odpowiedział(a) o 15:44 Myślę, że jest;. Ale bardzo, bardzo bym tego nie chciała. Takie życie musi być puste, bez jakichkolwiek ciepłych emocji. Nie czujesz miłości, która ktoś CIę darzy, nie czujesz nic. Tylko pustkę w sercu. Teoretycznie istnieje ale życie by było słabe... blocked odpowiedział(a) o 15:47 no na pewno istnieje, ale w tedy jest monotonnie i nudno Juleńka♥ odpowiedział(a) o 16:05 no jak nie bedzie miłosci to nie umrzesz... nati7511 odpowiedział(a) o 16:26 Niby tak, ale czy wtedy to życie ma sens? na podstawie "Romea i Julii"nie da sięna końcu bohaterowie się zabijają Na pewno jest. Ale czy to nie jedno z tych rzeczy, która czyni nas ludźmi? Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Tkwienie w związku bez uczucia ma wiele negatywnych konsekwencji. Zatem dlaczego decydujemy się na związek bez miłości?
Bezwarunkowa miłość, która daje pełną akceptację, jest gwarantem zrównoważonego rozwoju dziecka. Kierując się w procesie wychowawczym miłością i wychowaniem bezwarunkowym, inwestujemy w emocjonalność młodego człowieka. Odpowiadając na jego potrzeby, sprawiamy, że staje się świadomym i refleksyjnym dorosłym. Gdy realizacji celów wychowawczych towarzyszy miłość warunkowa, efekt może być inny od warunkowaKary, nagrody czy pochwały słowne to narzędzia wykorzystywane w miłości warunkowej. Wówczas dzieci w swej logice postrzegają uczucia rodziców jako niestabilne. „Tata i mama mnie kochają, gdy spełniam ich oczekiwania i jestem grzeczny” – dziecko, które łamie zasady panujące w rodzinie, automatycznie czuje się odsunięte, niekochane. A przecież miłość rodzicielska trwa dalej. Alfie Kohn w książce „Wychowanie bez kar i nagród. Rodzicielstwo bezwarunkowe” prezentuje charakterystykę wychowania bezwarunkowego i warunkowego. Wychowanie warunkowe każe spojrzeć na dziecko jak na sumę zachowań, zakłada raczej negatywną naturę ludzką. Dziecko powinno sobie zasłużyć na miłość bezwarunkowaMiłość bezwarunkowa to postawa, która hołduje całościowemu spojrzeniu na dziecko – jest ono zintegrowaną całością, a droga dotarcia do niego prowadzi przez wspólne wypracowanie rozwiązań i współpracę. Zakłada przyglądanie się dziecięcym zachowaniom przez pryzmat potrzeb, które popychają dziecko do podejmowania różnych działań – również tych nieaprobowanych przez rodziców. Rodzic kochający bezwarunkowo stara się wzmacniać motywację wewnętrzną dziecka, zamiast sięgać po środki nie kara?Kara prowadzi do strachu, wstydu i upokorzenia. Jej zadaniem jest doprowadzenie do wygaszenia zachowania nieakceptowanego. Czasem się tak dzieje, najczęściej jednak brakuje w tym procesie zrozumienia powodów, dla których to zachowanie jest nieakceptowane. Dziecko odczuwające strach lub poniżenie nie jest w stanie zrozumieć racjonalnych argumentów. Przyczyna jest prosta – tak funkcjonuje mózg. Zalany emocjami, nie przyjmuje lewopółkulowego, analitycznego wyjaśnienia. Dzieci, którym wymierzana jest kara, czują się niekochane. W literaturze można spotkać terminy „miłość odmawiana” lub „manipulowanie miłością” – zachowanie akceptowane powoduje dawanie miłości; zachowanie zabronione wzbudza odmowę do jednej rzeczy nie ma wątpliwości: rodzice posiadają wystarczająco dużo władzy, żeby manipulować dziećmi, wykorzystując ich potrzebę uczuć rodzicielskich i akceptacji oraz strach przed utratą emocjonalnego wsparcia. Z lęku przed ciemnością większość ludzi wyrasta. Natomiast lęk przed utratą miłości może nigdy nie przeminąć, stale oddziałując niszcząco na naszą psychikę (Alfie Kohn „Wychowanie bez kar i nagród. Rodzicielstwo bezwarunkowe”).Dlaczego nie nagroda?O ile większość rodziców zdaje sobie sprawę z negatywnych konsekwencji kary, o tyle nagrody wydają się potrzebne i użyteczne. W badaniach dowiedziono, że nagradzanie (słowne i rzeczowe) powoduje obniżenie motywacji wewnętrznej do wykonywania nagradzanej czynności. Dzieci przestają lubić to, co robią. Gdy mają wybór, realizują zupełnie coś innego, a wobec poprzedniego zadania tracą zainteresowanie. Zdarza się, że rodzice sięgają po coraz większe i droższe nagrody, co w konsekwencji nie przynosi dziecku korzyści – wykonuje ono daną pracę jedynie w celu uzyskania nagrody, a nie dla przyjemności czy zdobycia wiedzy. Natomiast pochwały słowne często są wyrażane tzw. słowami-workami, które tak naprawdę niewiele znaczą (np. „pięknie”, dobra robota”). Gdy wypowiedź rodzica nie uwzględnia indywidualnych cech dziecka, które doprowadziły do efektu, motywacja wewnętrzna nie ulega w zamian?Psycholodzy są zgodni – należy rozmawiać z dziećmi, ustalać wspólne zasady i reagować, gdy nie są one przestrzegane. Nie warto jednak sięgać po kary oraz nagrody. Zdecydowanie głębsze znaczenie ma rozpatrywanie działania dziecka jako sposobu na realizację jakiejś potrzeby. Do takiej optyki zachęca Marshall Rosenberg – twórca porozumienia bez przemocy. Każdy człowiek ma w sobie potrzeby, których realizacja jest dla niego priorytetem. Potrzeby wzbudzają emocje i zachowania. Dzieci, które dopiero kształtują samokontrolę, mają jeszcze nieokiełznane emocje, a ich mózg wciąż dynamicznie się rozwija, będą częściej reagować emocjonalnie i wylewnie. Poszczególne fazy rozwojowe niosą za sobą trudne zachowania, które rodzic może interpretować jako nieakceptowane bądź złe. Drogą do rozwiązania powinna być współpraca budowana na fundamencie wzajemnego szacunku i dostrzegania potrzeb. Korzystanie z języka osobistego może wspomóc empatyczną komunikację, która pokaże dziecku granice rodzica: „Nie lubię, kiedy mnie bijesz w złości. Gdy jesteś zły, możesz tupać. Co Ty na to?”.Język żyrafySłowa niosą przekaz. Stosowanie rozbudowanych komunikatów podkreślających wysiłek włożony w zadanie, dopytywanie o źródła pomysłów i rozwiązań – to również narzędzia budowania głębokiej więzi z dzieckiem. „Jak udało ci się tego dokonać? Skąd miałeś taki pomysł? Czy jesteś z siebie dumny” – to zwrócenie dziecku uwagi na jego mocne strony i kreatywność oraz wartościowe wyrażenie podziwu dla dziecka i jego dokonań. W ten sposób oddajemy sprawczość i odpowiedzialność za działanie, co w przyszłości może skutkować lepszą kontrolą nad swoim życiem oraz dobrym samopoczuciem psychicznym. Ponadto rodzice lepiej mogą poznawać dziecko. Każde działanie na rzecz tej relacji jest ważne.***Rezygnacja ze stosowania kar i nagród w procesie wychowawczym nie jest trudna. Jeśli jednocześnie zainwestujemy w rozwijanie kompetencji emocjonalnych i sami będziemy pokazywać dzieciom zachowania akceptowane w rodzinie i społeczeństwie, one podążą za naszym przykładem. Uczą się poprzez doświadczanie i obserwację, a najlepszym źródłem dotarcia do dzieci jest zabawa i bajka. Wykorzystanie tych narzędzi pomaga rozwiązywać trudności pojawiające się w procesie Marta Jagodzińska
Nic jej nie zastąpi, żadne bogactwo, władza, pieniądze…. Miłość nadaje sens życiu. Rozwija i pogłębia. Warto przede wszystkim zacząć od miłości do siebie, to często nie jest łatwe. Nie mogę sobie wyobrazić życia bez miłości, czym by ono było…. Z pewnością nie chcę go sobie wyobrażać Jeden ze znanych
Ankieta eDarling, w której wzięło udział ponad 300 respondentów z Polski pokazuje, że spora liczba Polaków doświadczyła życia w związku bez miłości. W naszym artykule znajdziecie odpowiedź na pytanie, jakie są powody, dla których ludzie trwają w tego typu relacjach oraz czy można w nich na nowo rozpalić miłość. Dodatkowo, będziecie mogli zapoznać się radami psychologa na temat tego, kiedy lepiej jest o taki związek walczyć, a kiedy z niego zrezygnować. Czy związek bez miłości może istnieć? Mimo, że nie istnieje nigdzie definicja szczęśliwego związku, wszyscy zakładamy, że znakomita większość par jest ze sobą, ponieważ połączyła i dalej łączy je miłość. Idealny związek to ten, w którym partnerzy darzą się uczuciem, które trwa do końca ich dni. Życie nie jest jednak bajką, która pisze romantyczne i idealne scenariusze. Zdarza się, że ludzie wchodzą w związki mimo tego, że nie kochają swojego partnera czy partnerki. Mało tego, trwają w tych relacjach przez długie lata, niekiedy zdając się być szczęśliwymi. Inny możliwy scenariusz to ten, w którym partnerzy żyją w związkach, w jakich z biegiem czasu miłość się wypaliła. W obu przypadkach częstym powodem, dla którego ludzie godzą się w dalszym ciągu być w tego typu relacjach, jest zależność, czy to emocjonalna, czy finansowa. Z drugiej strony niektórym partnerom ciężko jest czasem określić, czy miłości faktycznie w danym związku (już) nie ma. Na pierwszy rzut oka wydaje im się, że uczucie się wypaliło, jednak nie mają stuprocentowej pewności, że tak faktycznie jest. Niektórzy zauważają, że ciągle czują coś do partnera, aczkolwiek brak w ich relacji miejsca na intymność (szczere, głębokie rozmowy,bliskość i seks), dlatego odczuwają tęsknotę za posiadaniem partnera mimo, iż formalnie ciągle są w związku. Stąd rodzi się w nich wątpliwość, czy faktycznie łączy ich jeszcze z partnerem miłość, czy związek, w którym są, jest szczęśliwy i pełny. Czy powinniśmy zaakceptować związki bez miłości? Związek bez miłości niekoniecznie musi być związkiem, w którym partnerzy są nieszczęśliwi. Niektóre pary są zadowolone ze swojej relacji, mimo braku miłości pomiędzy partnerami: dobrze się ze sobą czują, wspólne prowadzenie domu również dobrze im wychodzi. Z tego powodu doceniają się nawzajem, na swój sposób są szczęśliwi, chociaż są ze sobą bardziej ze względów praktycznych. To, czy związek bez miłości postrzega się jako coś pozytywnego, o co warto walczyć i w czym warto trwać, zależy w głównej mierze od oczekiwań partnerów, od tego, co uważają w związku za najważniejsze. Co ciekawe, często najbardziej cenione jest poczucie bezpieczeństwa i stabilizacja, zakochanie zastąpić można koleżeńską relacją. Niekiedy dzieje się tak, że w związkach miłość czasem nie słabnie, ale zmienia się w inne, negatywne emocje czy wrogość. . Po latach wspólnego życia, dwoje ludzi, którzy kiedyś się pokochali, zaczyna odczuwać niechęć względem siebie nawzajem. Nieraz negatywne odczucia są tak silne, że można je nazwać nienawiścią. Tego typu relacje naznaczone są częstymi kłótniami, w ekstremalnych sytuacjach dochodzić może nawet do przemocy fizycznej czy psychicznej. Takie związki nie są dobre dla żadnej ze stron, w tym również dla dzieci partnerów. Jeżeli para mimo wszystko nie chce się rozstawać, powinna zacząć pracować nad związkiem tak, aby nie ranić siebie oraz swoich najbliższych. Związek bez miłości – powszechne zjawisko Najnowsze badanie przeprowadzone przez serwis eDarling pokazuje, że Polacy zaskakująco często doświadczają związków, w których nie ma miłości. Aż 59% badanych stwierdziło, że znalazło się w tego typu relacji, z czego aż jedna trzecia wskazała, że związek ten trwał 5 lat lub dłużej. Dlaczego trwamy w związkach, w których nie ma miłości? Wszyscy pragniemy kochać i być kochanymi. Dlaczego więc niektórzy godzą się na to, aby wyrzec się miłości i trwać w związku, w którym jej nie ma? Zgodnie z naszym badaniem, główną przyczyną, dla której decydujemy się pozostawać w relacjach, w których brakuje ciepłych uczuć, jest dobro wspólnych dzieci. Partnerzy stawiają ich potrzeby ponad swoimi, w imię miłości do dziecka, potrafią zrezygnować z własnego prawa do szczęścia. 40% mężczyzn i 32% kobiet uznało, że w relacji, w której nie ma miłości, trwa się właśnie ze względu na dzieci. Na drugiej pozycji wśród powodów, dla których Polki i Polacy decydują się pozostać w związku z niekochanym partnerem/partnerką, jest wygoda. Wskazało ją w sumie 26% badanych. Z odpowiedzi wywnioskować można, że Polacy i Polki ponad porywy serca stawiają to, co dobrze znają i co zapewne sprawia, że czują się pewnie i w miarę bezpiecznie. Jednocześnie aż 87% kobiet i 72% mężczyzn stwierdziło, że gdyby postawić ich przed wyborem: „Będziesz samotny/samotna” lub „Będziesz żyć w związku, w którym nie ma miłości”,większość wybrałaby pierwszą opcję, czyli wolałoby żyć w pojedynkę, niż w związku z partnerem, którego nie kochają. Co jednak ciekawe, w pytaniu o to, czy związek bez miłości może się udać, 50% stwierdziło, że tak. Wynika stąd, że mając wybór, niewiele osób zdecydowałoby się rozpocząć związek bez miłości, single woleliby żyć w pojedynkę niż z partnerem, do którego nie czują miłości, jednak mimo to połowa badanych ciągle uważa, że związek, w którym nie ma miłości, może funkcjonować. Wniosek, jaki wypływa z powyższego, jest taki, że mało osób chciałoby rozpocząć relację, która nie jest oparta na miłości, jednak ludzie ciągle wierzą, że miałaby ona szansę trwać. Rozpalanie miłości na nowo Jeśli zaczynasz zastanawiać się, czy jeszcze kochasz swojego partnera/partnerkę, targają Tobą wątpliwości, spróbuj sprawdzić, czy między Wami można jeszcze przywrócić miłość. Oczywiście nigdy nie ma gwarancji, że Ci się powiedzie, dobrze jest jednak spróbować zawalczyć o związek. 72% respondentów ankiety eDarling uznało, że możliwe jest rozpalenie miłości na nowo. Zarówno pomoc specjalisty, jak i zrobienie sobie przerwy, były wskazywane jako najskuteczniejsze metody na to, aby przywrócić do związku uczucie. Obie odpowiedzi zostały wybrane przez 29% respondentów, z czego kobiety częściej powoływały się na pomoc specjalisty (34% kobiet i 21% mężczyzn podało tę odpowiedź), panowie natomiast częściej od pań wskazywali zrobienie sobie przerwy jako najlepszy sposób na odbudowanie więzi w związku (36% mężczyzn i 25% kobiet). Psycholog eDarling, Salama Marine, podpowiada jak rozpoznać, czy warto jest walczyć o związek, w którym nie ma miłości Poniżej prezentujemy 4 pytania, na które powinieneś sobie odpowiedzieć, jeśli zastanawiasz się, czy warto zawalczyć o Wasz związek. Bycie w związku wiąże się z poświęceniem części siebie, swojej wolności dla partnera. Musisz więc zastanowić się, czy Twój partner/partnerka jest osobą, dla której jesteś w stanie poświęcić część swojej wolności. Wyobraź sobie, że nie jesteście już razem, Wasz związek, w którym nie było miłości, przeszedł do historii. Zadaj sobie następnie pytanie, czy będąc singlem, tęskniłbyś za swoim partnerem/partnerką, czy jedynie za byciem w związku. Niezwykle ważne jest, aby będąc w związku, mieć świadomość, iż można sobie nawzajem ufać i na sobie polegać. Solidarność i wsparcie to jeden z najważniejszych elementów szczęśliwych relacji. Odpowiedz sobie na pytanie: „Czy możemy liczyć na swoje wsparcie, szczególnie, kiedy oboje, lub któreś z nas ma problemy?” Intymność jest bardzo ważna, dlatego odpowiedz sobie również na pytanie, czy jesteś zadowolony/zadowolona z Waszego życia seksualnego. Psycholog twierdzi, że szczera odpowiedź na powyższe pytania to dobry punkt wyjścia do tego, aby zacząć zastanawiać się nad przyszłością Waszego związku. Jeśli z Twoich odpowiedzi wynika, że dobrze jest Ci z partnerem, spełnia on Twoje oczekiwania na różnych polach, znaczy to, że Wasza relacja ciągle ma potencjał. O autorze: Kasia Hirt Zobacz więcej artykułów autorstwa Kasia Hirt
Rachunek sumienia przed spowiedzią świętą winien być odprawiony w pewnym porządku. Najpierw powinien rozświetlić moje relacje z Bogiem, następnie z bliźnimi, a na końcu mój stosunek do samego siebie. Jak już zostało powiedziane możemy oprzeć się na 10 Przykazaniach Bożych, tzn. Trzeba również zaznaczyć, że inaczej trochę
Mężczyźni łatwiej niż kobiety potrafią opętanie miłością zamienić na obsesyjne zajmowanie się sportem, zbieractwem, polityką. Albo idą na zatracenie. Grecy nazywali ją theia mania – boską obsesją. To miłość jak choroba psychiczna, jak opętanie. Najmniejsza oznaka nieprzychylności ze strony ukochanej osoby niesie lęk i ból. Najmniejsza serdeczność przynosi ulgę. Pragnienie miłości, której chciałoby się doznać, jest niemożliwe do nasycenia. Joannę poznała z Markiem jej siostra Ada na dyskotece. Marek nosił się trochę z osobna. Nie był specjalnie towarzyski, ale nawet zupełne odludki nie odpuszczą dyskoteki. To jakby odpust taneczny, miejsce spotkań, początek planów matrymonialnych. Kto żyw, do miasta już nie wyjeżdża. W Hannie koło Włodawy też można żyć. Niedaleko przejście graniczne z Białorusią, piękna okolica nadająca się dla turystów. A żeby zarobić parę groszy, kto tylko może, rusza na saksy: do Niemiec, Włoch, gdzie się da. Przypadli sobie do gustu. Marek wysoki, Joanna zgrabna z dużymi, pięknymi oczyma. Powiedziała mu, że ma jeszcze dwa lata nauki w technikum rolniczym, a potem chce iść do pracy. A on, że zostawił naukę w szkole zawodowej, bo ojciec zachorował na niedokrwistość nóg, a matka ma chyba wszystkie choroby świata i w gospodarstwie pracować nie może. Starsza siostra nie mieszka z nimi. Już zamężna i też bardzo chora. W wieku 14 lat musiał zostać gospodarzem i pożegnać się z dzieciństwem i nauką. A co innego można było zrobić – piękne gospodarstwo, murowany, solidny dom, 16 ha zadbanej ziemi. – Kiedy miał wolny czas – mówi matka Marka – brał kosę i bodaj rowy wykaszał. Dobry, pracowity, uczynny dla sąsiadów. Więc teraz, kiedy to na nich spadło – zostały cztery puste ściany i jeden straszny ból, oczy nie widzą, a serce się rozpada. I trzy zniszczone życia, a może jeszcze i czwarte. Postanowili, że spotkają się na odpuście. Było miło. On nie miał dziewczyny, a ona rozstała się z chłopakiem. A potem poszli na kawę, bo bez kawy nic solidnego zacząć się nie może. Minęło trochę czasu i postanowili rozpocząć seks. Teraz to jest normalna sprawa wśród młodych, jak również, że się dziewczyna przenosi do domu chłopaka, albo odwrotnie, przed ślubem, i nikt się specjalnie nie gorszy. Joanna i jej siostra w domu rodziców nie czuły się dobrze. Ojciec był porywczy i pędził dziewczyny do roboty, a im pachniał szeroki okoliczny świat, koleżanki, towarzystwo i miłość. Ale Joanna nie przeniosła się do rodziców Marka. To byli poważni ludzie starszej daty. A może ją serce przed przenosinami wstrzymywało, któż to teraz wie. Ale mówiła mu, że go kocha, że cieszy się, że go ma i że zostaną razem na zawsze. I teraz ludzie w okolicy jej to pamiętają i wypominają. I nie wiadomo, czy któryś chłopak stąd odważy się z nią ożenić, bo – mówią – ona przynosi nieszczęście, choć jest ładna, miła i niegłupia, i po szkole średniej. – Była to miłość szczęśliwa – mówi matka Marka. To w sobotę i niedzielę ona u nich, to on w jej domu, i na dyskotekach razem, i na odpustach, i na spacerach, i wszędzie. – Pobierzmy się – powiedział Marek, lecz ona odpowiedziała nagle, że w tym roku jeszcze nie, nie czuje się przygotowana do obowiązków małżeńskich. Jakby czekała na coś, co mogłoby się wydarzyć, czego jeszcze w jej życiu nie było. Więc może za rok, na jesieni? – Dobrze, za rok – powiedziała. Ustalili, że ona pojedzie na kilka miesięcy do Holandii, żeby zarobić pieniądze na wesele. On nie może zostawić gospodarstwa, ale weźmie kredyt, kupi 60 prosiaków, wykarmi je, jeszcze lepiej obrobi ziemię i wesele będzie za co zrobić. Nie zaręczyli się oficjalnie, ale w sprawie ślubu wszystko zostało uzgodnione. Gdzieś tak w kwietniu sprawili sobie telefony komórkowe, bo cóż teraz człowiek znaczy bez komórki. Marek wziął już ten kredyt, kupił prosiaki. Wesele ma być jesienią. I nagle widzi, że ona wciąż telefonuje na ten sam numer. Do kogo? – Och, to tylko do kolegi – odpowiada Joanna z uśmiechem. – Nieważne. Marek jest zaproszony na komunię chrześnicy w innej miejscowości, ale nie może jechać, bo po zawodach strażackich przeziębił się i leży w szpitalu. Jedzie więc w jego imieniu, jak być powinno, narzeczona z rodzicami. W drodze powrotnej zajeżdżają do szpitala i ona wita się z nim tak czule, że topnieje mu serce i myśli, wszystko jest OK. Lecz nie jest. Gdy wraca do domu, Joanna jest już daleka i chłodna jak noc grudniowa. On pyta, co się z nią dzieje. Już się zaczyna bać. Ona mówi, że chce zostać na razie sama, tak będzie lepiej. Wtedy on, zawsze spokojny i ważący, co ma zrobić – choć nie, po kielichu jednak jakby agresywny, ale teraz nie wypił ani kropli – zrywa z niej majtki, koszulę i chce ją wziąć na siłę. Już poprzednio starał się wpędzić ją w ciążę, żeby związać z sobą na wieki. Przestał uważać przy seksie, co zawsze dotąd robił, więc odpowiedziała, że nie są to metody i nie będzie ich tolerowała. I teraz, kiedy chce ją wziąć siłą, ona krzyczy, że nie chce. Wchodzi matka. – Niech mama wyjdzie – prosi Marek – to są nasze sprawy. – Nie chcę cię więcej znać! – krzyczy Joanna i że to koniec. Ich miłość wali się w gruzy, rozsypuje na wietrze jak talia kart. Marek wysyłał do Joanny esemesy, błagał, groził. – W środę zrobię wam sądny dzień! – dzwonił do Joanny i jej siostry. Przyszedł do nich w środę wieczorem, gdy leżały już w łóżkach, on, rozsądny, szanowany gospodarz. Miał butelkę z białym płynem i strzykawkę do inseminacji bydła. – W butelce jest trucizna – powiedział – nie chcesz być moja, nie będziesz niczyja. Już wiedział, że ona spotyka się z Piotrem, z tym chłopakiem, do którego wciąż esemesowała. Razem pracowali w tartaku i po jakiejś zabawie wyszli razem. Piotr był wesoły, przystojny, z fantazją. Seks z nim był częsty i do dna. Wyznali sobie miłość na wieki. Marek zaczął nabierać trucizny do strzykawki, a było to w gruncie rzeczy mleko. – Nie wygłupiaj się – powiedziała siostra Joanny. Wzięła ze stołu muchozol w sprayu. – Puszczę ci strumień w oczy tak, że oślepniesz – powiedziała. – Dajcie sobie z Joanną tydzień na przemyślenie, zastanówcie się. Ale nie było nad czym się zastanawiać, chodziło o to, żeby on wyszedł. Po kilku dniach zawiadomił Joannę, że będzie miała na przemyślenie więcej czasu, bo właśnie kolega załatwił mu pracę w Niemczech u bauera. Obojętnie przyjęła tę wiadomość. Wytrzymał u bauera tylko trzy tygodnie. Joanna niechętnie rozmawiała z nim przez telefon. Właściwie z łaski. Rzucił pracę, wrócił do wsi i pojechał do niej do domu. Powiedziała, że jest teraz sama i niech tak już zostanie. Wtedy zadzwonił telefon. Zaraz wrócę, powiedziała i wyszła. Ale wróciła dopiero późnym wieczorem. Czekał na nią cały czas. Urządził awanturę. – Wynoś się – powiedziała – na zawsze. Będę robiła, co mi się podoba. Po kilku dniach Waldek, który pędził krowy z pastwiska, znalazł go leżącego w polu, przy drodze, twarzą przy ziemi. Chyba był chory, bo kto teraz rozpacza po dziewczynie, sto sześć ich na stu chłopaków w Polsce, nie ta, to inna, nie ten seks, to inny, a może i lepszy. Przyjechała po niego matka. – Niech mnie ziemia przykryje – mówił leżąc na polu. – Bo nie mam po co żyć. Tyle lat straconych, tyle na darmo. Nie mógł iść, więc przynieśli go do domu koledzy. Niczego nie jadł ani nie pił, leżał nieruchomo, w odrętwieniu. – Myślałam, że mu serce zerwie się od tego – mówi matka. Ale nie to się serce zerwało, nie to. Wydawało się Markowi, że to wszystko jakiś koszmarny sen. Zaczął pić, ale nie pomagało. Usiłował się powiesić, ale zabrakło mu siły. Czuł się nikomu niepotrzebny. Dowiedział się, że w domu Joanny i jej siostry była awantura i że obie wyprowadziły się do swych chłopców. Joanna do Piotra. Mieszkają razem z ojcem Piotra, bo jego matka niedawno umarła, z siostrą i jeszcze jednym bratem. Zaczął przesyłać im esemesy, że ich zabije, jeżeli Joanna nie wróci, podłoży im bombę i pójdą do ziemi. I cóż z tego? Bomby wybuchają teraz na świecie wszędzie, ale przecież nie na wsi, nie u nas. Błagał i groził. Zaczęła o tym mówić cała okolica, ale nikt nie brał gróźb Marka na serio. Joanna z Piotrem i jego ojciec zawiadomili jednak policję, że on grozi. Nie tyle, że się go bali, lecz było to męczące. Joanna jeździła rowerem do pracy w tartaku, a on ją nachodził, wyskakiwał z krzaków i wciąż prosił i błagał. Koledzy powiedzieli Markowi, że Joanna i Piotr zaręczyli się. Nie przysyłał już esemesów z groźbami. Przyszedł do kolegi Romana, który umiał naprawiać w warsztacie samochody, i poprosił, żeby mu Romek przyspawał ścianki do metalowego dna. Wyciął je z blachy i chciał z nich zrobić skrzynkę. (Jeszcze wcześniej prosił Romana, żeby razem zbili Piotra, ale Roman odmówił. Bić za dziewczynę? Czy ona jedna na świecie?) Więc przyniósł rurę i podkładki. A Roman wszystko porządnie pospawał. Marek miał z sobą włącznik do kierunkowskazów i drut. – Co to jest? – spytał Roman. – Bomba – powiedział Marek. – A na kogo? – Na Piotra. Nasypię do skrzynki prochu z petard, gwoździ i śrub. Podłączę do akumulatora. Widziałem, że tak robią bomby w filmach. Jak myślisz, włączy się? – Myślę, że tak – stwierdził Roman. Minęło kilka dni i Marek powiedział: – Jest gotowa. Roman był pewien, że on żartuje i wygłupia się. Bombę podkłada się w tajemnicy i nie zawiadamia o tym przez komórkę tego, kogo chce się zabić. I nie wyjawia planu nikomu, nawet życzliwemu koledze. Wybuch bomby tu, obok, jest zupełnie niemożliwy, to nie jakiś Irak. Marek włożył bombę do tekturowego pudełka, owinął pudełko sznurkiem i napisał flamastrem „dla Piotra – ostrożnie szkło”. Wypił kilka piw, żeby mieć odwagę zanieść bombę. Położył ją przy wejściu do domu Piotra. Joanna wyszła przed dom dać bułkę psu. – Zobacz, co tu stoi – krzyknęła. Piotr wniósł paczkę do domu i postawił na ławie. Pociągnął za sznurek. Potężny wybuch wyrwał mu serce z piersi. Joannie i małej siostrze Piotra nic wielkiego się nie stało. Marek nigdy nie był w domu Piotra. Nie wiedział, że ma siostrę. Po co miałby chcieć zabić małą dziewczynkę? Piotra także zabić nie chciał, tylko poranić, nastraszyć, żeby dał spokój Joannie. Nigdy dotąd nie robił bomby, nie wiedział, że będzie aż tak silna. Myślał, że Joanna jest w pracy. Jakże mógł chcieć zabić swoją dziewczynę? Teraz w więzieniu też tylko myśli o niej dniami i nocami. I wciąż ma nadzieję, że ona do niego wróci. Nadziei tej jest może tylko jeden jedyny procent, ale właśnie to trzyma go przy życiu.
P9Th. cqj7cpw2am.pages.dev/47cqj7cpw2am.pages.dev/32cqj7cpw2am.pages.dev/60cqj7cpw2am.pages.dev/25cqj7cpw2am.pages.dev/37cqj7cpw2am.pages.dev/70cqj7cpw2am.pages.dev/48cqj7cpw2am.pages.dev/9
do czego prowadzi życie bez miłości